W naszym domu chłopaki dzielnie walczą ze ścianami, aby były jak najbardziej gładkie, nie kładąc na nich gładzi. Tę mamy tylko na dole, sypialnie zostawiamy takimi, jakie są. Większoś jest już zaflekowana, część pomalowana podkładem, na biało.
Tymczasem...Daniel wziął kilka dni urlopu i zaplanował na ten czas malowanie w naszym domu. Siłą rzeczy musieliśmy w końcu kupić farby.
Kolory oczywiście wybrałam już dawno, ale jak przyszło do kupna...niezdecydowana baba w ciąży, sama nie wie czego chce. Według mnie kolorów jest za mało, a z drugiej strony patrząc jest ich za dużo. Tak, czy siak, coś trzeba wybrać.
Zaczniemy od "biura" na dole. Jest to pomieszczenie, gdzie wylądują nasze stare meble, biurko, komoda, wersalka, więc trzeba było dobrać coś, co będzie tworzyło spójną całość. Oczywiście nie było takiego gotowego koloru, jeden za jasny, inny za ciemny, więc zrobiliśmy mieszankę. Po mojemu, nazwijmy to cappucino.
Następne pomieszcze nie to pokój naszgo, nienarodzonego synka (prawdopodobnie Leonka). Jego jeszcze nie ma z nami, a nawet jak się urodzi , to sam szybko nie dokona wyboru koloru w sowim pokoju. Tak więc zadecydowała za niego mama: beżowy jasny i lodowy błękit. A tata wykona malunki na ścianach.
Pokój Joli. Trudna sprawa. W grę wchodza dwa kolory: róż i fiolet, ale nawet dla mnie to za dużo słodkości, wiec zdecydowałam na róż w połączeniu z limonką. swego czasu Jola bardzo lubiła zielony, więc miałam nadzieję,że będzie zadowolona, ale...oczywiście, że nie jest. Teraz wymyśliła,że chce mieć pokój rózowo - niebieski. Ja oszaleję. Póki co mamy dwa kolory: candy pink oraz limonkową taflę.
Limonkowj tafli kupiliśmy dwa opakowania, ponieważ wymyśliłam, że jeszcze w kuchni jedna ściana będzie trochę żywsza - limonkowa.
Poza tymi sześcioma puszkami kupiliśmy jeszcze 40 litrów białej farby, zdjęcia nie zamieszczam, biały kolor to już sobie wyobraźcie.