Czyżby to był koniec końców?
Jak na razie tak. Wewnątrz wszystko jest zrobione...oczywiście to "wszystko", to dużo powiedziane, bo tak na prawdę nadal brakuje wielu rzeczy. Ale do tego dojdziemy. Teraz zajmuję się sprzątaniem. Góra już skończona, jutro ściagam papiery z dołu i biorę się za mycie. A to niestety można robić w nieskończoność. Myję łązienkę, a na następny dzień ona jest cała w pyle, ścieram kurz, a jutro jest od nowa, oby w końcu wszechobecny brud znikł, bo planuję się wreszcie do nowego domu wprowadzić.
Ale, żeby tak wszystko nie szło gładko...lodówka, którą kupiliśmy w sierpniu 2011, została podłączona...i ...leje się z niej...jutro mają przyjechac z serwisu sprawdzić co się tam w niej podziało.
Klatka wymalowana, tynk zrobiony, światełka schodowe zamontowane, przyszła pora n kinkiet...działa, ale tylko jedna strona - jutro muszę go wymienić...
Takich niedobitków będzie pewnie sporo, ale powolutku walczymy ze wszystkim.
Na koniec chciałam Wam przedstawić moich nowych "przyjaciół" z naszej wsi. Zamieszkali w pobliskim stawku niedawno, a ja już nie mam czym ich dokarmiać, są głodomorami do kwadratu, ale bardzo mili. Jak tylko podjeżdzam samochodem, od razu płyną w moją stronę i spokojnie czekają.