Prądu chyba jednak nie będzie
Dzisiejszy dzień nie zaczął się najlepiej...Jola od 5 rano wymiotuje, a moją komórkę w nocy zepsuły krasnale. Rano miałam w planach zrelaksowac się na małych zakupach odzieżowych, bo niestety, ale obecne ubrania zrobiły się lekko przyciasne w okolicy brzucha. W południe byłam umówiona na wizualizację kolejnej łazienki i najważniejsze: wczoraj lub dziś mieli do mnie zadzwonić z zakładu energeycznego w sprawie założenia licznika.
A jest tak...na polu pada i jest ochydnie. Mój aniołek właśnie zasnął, a serce mi się kroi jak się męczyła od rana. Wizualizację odwołałam. Na telefon z zakładu się raczje nie doczekam, więc sama tam zadzwoniłam. Oczywiście nikt nic nie wie o moim liczniku (tak to jest się umawiać telefonicznie), kierownika nie ma, będzie za pół godziny. Dzwonię, dzwonię (jakieś 40 telefonów) , niekt nie odbiera. Nie będize innego wyjścia jak jutro pojechać do tej zakichanej Alwerni i okupować tamtejszy "posterunek" energetyczny.
Nie cierpię takiej bezczynności i bezsilości.
Życzę Wam lepszego dnia!!!